Czcigodni Kapłani i Osoby Zakonne!
Drodzy Młodzieży!
Umiłowani Bracia i Siostry!
Otto Faber, słynny konwertyta, który przeszedł z anglikanizmu na katolicyzm, powiedział o swojej dawnej wspólnocie: "Od kiedy wyrzuciliśmy Matkę Bożą za drzwi, nasze chrześcijaństwo wysycha coraz bardziej. Pozostała nam wegetacja. Jeżeli ma ono na nowo zakwitnąć, musimy z powrotem wprowadzić do Kościoła anglikańskiego Matkę Najświętszą".
Na szczęście, my katolicy, nie wyrzuciliśmy z naszego życia Matki Bożej. Nie powiedzieliśmy Jej, że jest nam nie potrzebna, lecz w przeciwieństwie do ruchu protestanckiego, ciągle Jej potrzebujemy.
Potwierdzeniem tych słów jest wasza obecność w Łanowicach, u płaczącej Saletyńskiej Matki, aby spojrzeć w Jej oczy i powierzyć swoją młodość, oraz prosić o błogosławiony czas dla swoich rodzin, o świętość ich życia i świadomość, że są one domowym Kościołem, czyli wspólnotą połączoną jedną wiarą, ofiarną miłością, nieprzemijającą nadzieją i jednym duchem modlitwy.
W przeżywanym Roku Świętości Małżeństwa i Rodziny, przeżywacie to spotkanie, przywołując czwarte Boże Przykazanie – „Szanuj ojca i matkę”.
Można pytać – dlaczego?
Ponieważ Bóg powiedział, że będziesz długo żył i będzie ci się dobrze powodziło, czyli będziesz błogosławiony przez Boga i będziesz wielki w Jego oczach.
Kilka lat temu przeczytałem w prasie artykuł o dziwnym tytule – „Pięć słów”. Opisana w nim była historia młodego człowieka, która zaczynała się od następującego opisu: „Wokół głównego dworca wielkiego miasta, każdego dnia i nocy spotykali się ludzie z marginesu – włóczędzy, złodzieje, narkomani. Widać było, że są nieszczęśliwi i zrozpaczeni. Długie brody, zaropiałe oczy, trzęsące się ręce, łachmany, brud. Bardziej od pieniędzy potrzebowali słów pociechy, by móc żyć. Ale dziś nikt nie potrafi dać tych rzeczy.
Wśród nich wyróżniał się jeden człowiek – brudny, o długich zaniedbanych włosach, który krążył pośród innych rozbitków miasta, jakby miał osobista tratwę ratunkową.
Gdy życie wydawało się tragiczne, w chwilach samotności i najczarniejszego lęku, młody człowiek wyciągał ze swej kieszeni kartkę papieru, potłuszczoną, pogniecioną i czytał ją. Potem starannie ją składał i chował do kieszeni. Czasami całował ją, przykładał do serca lub czoła. Lektura tej kartki natychmiast wywoływała zmianę nastroju. Młodzieniec wydawał się podniesiony na duchu, nabierał odwagi i pewności siebie”.
Co było napisane na tej tajemniczej kartce?
Odpowiedź na to pytanie nurtowała dziennikarza, który obserwował bezdomnych i szczególną uwagę zwrócił na tego młodego człowieka. Ciekawość spowodowała, że zapytał o tę kartkę, a tak naprawdę o to, co tam jest napisane. Młody bezdomny człowiek odpowiedział, że jest tam zaledwie pięć słów. Napisał je jego ojciec, który najpierw kazał mu opuścić dom, a po kilku miesiącach odnalazł go na dworcu i wręczył mu list. W tych pięciu słowach zawarł ojciec swoją wolę, do której ja muszę dojrzeć, aby ją wypełnić – powiedział bezdomny i podał dziennikarzowi kartkę papieru, a ten przeczytał pięć słów – „Małe drzwi są zawsze otwarte.”
Moi Kochani!
Zostawiam wam te pięć małych słów i proszę, abyście nigdy nie zapomnieli, że dla was zawsze są otwarte drzwi troski i miłości waszych rodziców.
Zawsze są otwarte małe drzwi duszpasterskiej troski waszych kapłanów, duchowych przewodników.
Zawsze są otwarte małe drzwi Pisma Świętego, czyli mądrej podpowiedzi Boga.
Zawsze otwarte są małe drzwi Bożych sakramentów, a szczególnie spowiedzi i Eucharystii.
Potrzeba jedynie waszej dobrej woli, aby te drzwi otworzyć.
Życzę wam, abyście mieli wiele odwagi, aby otwierać te drzwi i być szczęśliwym z tego, że nie jesteście sami, ponieważ blisko was są wasi rodzice, duszpasterze, przyjaciele, a przede wszystkim Bóg i Maryja, która wszystko rozumie i sercem ogarnia każdego z nas. Amen.